4.8.15

Bez pamięci/Gwardia Dumbledore'a

Rozdział 4
Bez pamięci

Dni stawały się coraz bardziej deszczowe. Hermiona obserwowała wielkie krople, które spływały po szybie. Przebywała w dormitorium. Miała ochotę spotkać się z Draconem. Wtulić się w jego silne ramiona…. Napisała do niego list z prośbą o spotkanie i wysłała go poprzez sowę.
Ostatni raz mogli spokojnie porozmawiać w pociągu. Od tamtej pory dużo się zmieniło. Mała mu tyle do opowiedzenia.
Wiadomość przyszła dość szybko. Umówili się pod posągiem Feniksa.

~*~

- Hej -powiedziała uśmiechając się do blondyna
- Cześć -poczuła ciepłe dłonie w okolicach talii. - Tak tęskniłem. Jak tam w szkole?- Zapytał z troską.
- Nie najlepiej. Mimo, że pogodziłam się z Potterem, dziewczyny nadal mają do mnie pretensję.
- Które? Pewnie Brown i te bliźniaczki Patill. Nie przejmuj się. Dla nich to zawsze będzie ich wybraniec. Pamiętaj, on jest biały jak śnieg. – Prychnął - Tok myślenia cholernego Dumbledore’a.
- A jak tobie minął miesiąc? - próbowała zmienić temat
- Szkoda gadać… Ociec upiera się, żebym jeszcze w tym roku został Śmierciożercą. Próbuje przekonać Sama-Wiesz-Kogo. - Spochmurniał - A ja muszę grać rolę grzecznego synka, który jest w niebo wzięty, z powody zostania kolejnym popychadłem.
- Zrobisz to, co będzie słuszne. Wieżę w ciebie. - Posłała mu krzepiący uśmiech.
Musnęła jego wargi. Draco oparł ją o ścianę i podjął grę. Przymknęła oczy i drgnęła, gdy poczuła jego oddech na swoich ustach. Czuła na sobie jego wzrok i była pewna, że gdyby otworzyła oczy, spotkałaby się z tą nieprzeniknioną głębią niebieskich tęczówek. Jego usta był gorące i miękkie. Instynktownie oddała pocałunek jednocześnie czując dreszcz przebiegający przez jej ciało. Przybliżyła się do niego, pragnąc jego ciepła, bliskości. Obią ją w pasie i przycisnął do siebie, a drugą ręką gładził jej kark, pogłębiając pocałunek. Merlinie…Jego pocałunki były tak namiętne, tak perfekcyjne, że nie widziała jak się nazywa. Jego usta poruszały się szybko z pewnością i potrzebą, którą tylko ona mogła spełnić.
- Kocham cię – jęknął cicho chłopak.
- Kochasz? – Hermiona zadrżała oplatając dłońmi jego kark.
Pozwoliła mu musnąć ustami, swój zarumieniony policzek. Zarumieniony…
Jego aksamitny głos przy uchu przyprawiał ją o kolejną falę dreszczy.
Bez pamięci

Rozdział 5
Gwardia Dumbledore’a

Z utęsknieniem patrzyła na stół Slytherinu. Wzrokiem wyszukiwała blond czupryny, tych błękitnych oczu, w których mogłaby się zatracić...
- Hermiono, czy to byłby dobry pomysł? - Jakby w oddali usłyszała głos Harry’ego.
Zamrugała pośpiesznie
- Co mówiłeś? Możesz powtórzyć? – Zapytała nieprzytomnie.
Chłopak westchnął i powtórzył:
- Mówię, że ta stara ropucha niczego nas nie nauczy. Powinniśmy sami spróbować rozgryźć, chociaż połowę zaklęć. Zebrałem listę osób, którzy są za.
-Taka tajna organizacja. Poufne, łamane przez nie wiem – wyszczerzył zęby Ron.
-To naprawdę dobry pomysł – Hermiona pokiwała głową z aprobatą – ale jak masz zamiar to zorganizować?
-Dzisiaj idziemy do Hogsmade. Spotkamy się w pubie pod Dziurawym Kotłem. Tam zorganizujemy sprawy organizacyjne. - Potter mówił o tym z wielkim przejęciem. - A teraz mam do ciebie pytanie… - spojrzał na nią wyczekująco.
- Mów. Słucham
- Czy zechciałabyś nam pomóc? Bez ciebie i twojego mózgu, daleko nie zajdziemy.
- Jasne, że wam pomogę. - Uśmiechnęła się. Chyba po woli wracali do pierwotnego stanu ich przyjaźni. - A dużo nas będzie?
- Same zaufane osoby. Około setki….

~*~

Przez zaparowane szyby Hermiona obserwowała małe płatki śniegu spadające prosto z nieba. Siedziała w towarzystwie Harry’ego i Rona. Zmarznięte ręce trzymała na kubku pełnym kremowego piwa, aby je ogrzać. Do pubu pod „Dziurawym Kotłem”, co chwila przychodzili nowi uczniowie. Kiedy wybiła godzina dwunasta, Harry wstał. Spojrzał na przyjaciół, a potem na Hermionę. W jej oczach dostrzegł błysk pokrzepienia. Odchrząknął.
- Proszę o ciszę! – Nikt nie zareagował. – Przepraszam!
Hermiona przewróciła oczami. Dlaczego ona musiała o wszystkim myśleć? Przyłożyła różyczkę do strun głosowych i powiedziała cztery razy głośniej.:
- Czy moglibyście wreszcie się zamknąć i posłuchać Harry’ego? – Nagle wszyscy zebrani zamilkli.
- Dziękuję, Hermiono – mruknął Potter – Witam was na pierwszym spotkaniu! – Ponad siedemdziesiąt par oczu patrzyło na niego. Zmieszał się nieco, ale kontynuował. – Spróbujemy razem stworzyć tajną grupę, w której będziemy uczyć się zaklęć obronnych.
- A, dlaczego tajną – zapytała jakaś dziewczynka z drugiej klasy.
Kto w ogóle ją tu wpuścił?, Pomyślała, Hermiona.
- Ponieważ Umbridge nie będzie z tego zadowolona. – Wytłumaczył Harry ze stoickim spokojem – Myślę, że to będzie trochę ryzykowne…
- Suuuper – przerwali mu bliźniacy Weasley, czym rozśmieszyli całą gospodę.
- Powracając – wrócił do monologu roześmiany, Harry – więc, jeżeli ktoś chce zrezygnować, to niech to zrobi teraz.
Takiej reakcji się nie spodziewał. Po pomieszczeniu rozniósł się chrobot odsuwanych krzeseł i dźwięk otwieranych drzwi. W pubie zostało zaledwie szesnaście osób. Harry poczuł się zdezorientowany. Powoli zaczął wątpić w całą ideę tego zgromadzenia.
- Trudno, ich strata – powiedział Ron, ściskając mu ramię – cykory…
- No cóż… Dzięki, że chociaż wy zostaliście – próbował się uśmiechnąć. – To jaką wymyślamy nazwę?
- Brygada Piromanów – Harry prychnął. Dean i jego zamiłowanie do pirotechniki…
- Może coś subtelniejszego – pogoniła go Ginni – Grupa Daleko Myśląca! W skrócie GD
- Niee. To bez sensu – odezwała się, Cho – ale GD jest dobre.
- To niech będzie Gwardia – rzuciła propozycje, marzycielskim głosem Luna
- Wiem! – Krzyknęła uradowana Parwatti – Gwardia Dumbledore’a!
Wszyscy pokiwali głowami z nieukrywanym entuzjazmem.
- Ok. – rzekł Harry zapisując na samej górze pergaminu nazwę. Uśmiechnął się lekko. – Jeszcze jedna sprawa do omówienia. Musimy znaleźć sposób na skontaktowanie się. Coś na wzór Mrocznego Znaku…
- Musi to być coś, co będziemy mogli nosić ze sobą. – myślała na głoś Granger – może pieniądze?
- No dobra, ale jak poznam, że to nie zwykły miedziak? – Zapytał Nevil
- Nie, nie miedziak. Galeon – oczy jej zaświeciły. – Zaczaruję je tak, żeby w przypadku wezwania was, mieniły się.
- A gdzie będą odbywały się spotkania? – Zapytała Lavender.
- Ten element jeszcze dopracujemy – odrzekł Harry – Na dzisiaj to wszystko. Dziękuję


_______________________________________________________________________

Postanowiłam połączyć dwa rozdziały w jednym poście, ponieważ czwórka była zdecydowanie za krótka i nie chciałam zmieniać ogólnej numeracji.

Pozdrawiam, E.J

4.7.15

Nowa nadzieja

Rozdział 3
Nowa Nadzieja

Hermiona wstała jak najwcześniej. Nie miała ochoty na konfrontację z Weasleyem i Potterem. Spakowała torbę i wyszła z dormitorium. Spojrzała na swój plan lekcji. Jako pierwsze dzisiejszego dnia miała dwie godziny eliksirów z profesorem Snapem i Ślizgonami. Uśmiechnęła się pod nosem, co odegnało poranny smutek – za godzinę spotka się z Draco Malfoyem.
Wielka Sala Hogwartu powoli wypełniała się wygłodniałymi i roześmianymi uczniami. Granger zajęła to samo miejsce, co przez cztery lata, jednak teraz z niemiłym uczuciem odrzucenia. Obok niej siedział Weasley i zawzięcie coś opowiadał Potterowi. Kiedy dziewczyna nie patrzyła, bliznowaty zaerkał na nią z utęsknieniem. Obok niej przysiadła się Ginny.
- Nie martw się tymi pajacami.- Powiedziała, wiedząc, co zajmuje myśli jej przyjaciółki.
- Nie martwię. - skłamała. - Nie chcę o tym rozmawiać. - mruknęła po chwili i uśmiechnęła się blado.
- Jak coś, to możesz na mnie liczyć, pamiętaj.
Hermiona pokiwała głową. Jej wzrok powędrował w stronę stołu Ślizgonów. Widok blond włosów i niebieskich oczu działał pokrzepiająco.
Po śniadaniu powędrowała w stronę lochów. Stanęła pod klasą z innymi uczniami. Nagle usłyszała krzyk:
-Ej, szlamo! Co tak sama stoisz? Idź do Pottera! - Milicenta posłała jej wredny uśmiech. Najwyraźniej wieść o kłótni z tamtego roku, rozniosła się po Hogwarcie i nadal miała się dobrze; nie umarła śmiercią naturalną.
Hermiona nie miała siły na głupie sprzeczki, więc udała, że nic nie słyszała.
-Bulstrode, zostaw ją! - Usłyszała głos swojego wybawcy
-Draco, co Ci tak nagle żal takiej plugawej…?
-Zamknij się - przerwał jej i napotkał zdziwione spojrzenie - co tak na mnie patrzysz? Czy nie szkoda Ci marnować czasu na tą szlamę?
Hermiona wiedziała, że te słowa są wypowiedziane dla utrzymania pozorów, ale i tak ją to zabolało.
- Odsuńcie się. Czy to tak trudno się nauczyć, przez cztery lata, że mam mieć swobodny dostęp do drzwi? - Warknął profesor Snape przepychając się.
Otworzył drzwi do klasy i wpuścił uczniów. Hermiona weszła do środka jako ostatnia.
- Granger! Nie ociągaj się tak! - Strofował ją nauczyciel. Weszła pośpiesznie i zajęła wolne miejsce. - W tym roku będziemy ważyć bardziej skomplikowane eliksiry, dlatego w większości z nich będziecie potrzebować partnera. - zaczął profesor i zatrzasnął drzwi. W pomieszczeniu znów zawiało chłodem - Będziecie na niego skazani do końca roku. Razem spróbujecie odrabiać zadania domowe i wyciągać odpowiednie wnioski z przeprowadzonych badań. Żeby miło wam się pracowało, połączymy was mieszanie.- Posłał im jadowity uśmiech - Gryfon ze Ślizgonem.- Po sali rozniósł się głośny jęk. - Cisza! Połączyłem was względem waszych umiejętności. Najlepsi z najlepszymi, gorsi z gorszymi i tak dalej. Zaraz przeczytam wam, kto, z kim…- w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Wszyscy oczekiwali z napięciem.
-Potter, Goyle
-Weasley, Parkinson
-Longbotoom, Crabb
-Lavrence, Zabini
-Granger, Malfoy
-….
Serce zabiło jej szybciej. Poczuła, że po jej ciele przepływa fala gorąca.. Spojrzała na swojego partnera. Twarz wykrzywioną miał w grymasie, ale jego oczy widocznie błyszczały ze szczęścia.
Takiego obrotu spraw nie spodziewałaby się nawet w najśmielszych snach. Mogli się spotykać, pod pretekstem wspólnej nauki. W duchu dziękowała wszystkim znanym jej bóstwom za taki obrót sprawy.
Niedługo potem nie mogła się skupić na poprawnym warzeniu eliksiru. Nie miała zielonego pojęcia, co powinna dodać, po czym. Odkąd Harry wypomniał jej w kłótni, że tylko trzyma nos w książce i świata poza nimi nie widzi, nie znajdowała w tym sensu ani przyjemności.
- Granger - z myśli wynurzył ją nieprzyjemny głos profesora, Snape’a - Co się stanie, jeżeli dodam plastry salamandry?
Zawstydzona opuściła głowę.
- Chyba ogłosimy święto narodowe! - Krzyknął najwyraźniej uradowany- Etatowa Wiem-To-Wszystko, czegoś nie pamiętała!
Zrobiło jej się głupio. Co się z nią działo?

~*~

Następna lekcja również nie zapowiadała się wspaniale. Obrona przed czarną magią z nowym profesorem. Skrzywiła się.
Nauczycielki jeszcze nie było, więc wszyscy beztrosko śmiali się, puszczając po klasie papierowe samolociki. Usiadła w ostatniej ławce i wypakowała książki. W tym samym momencie po klasie rozniósł się krzyk:
- SPOKÓJ! – Hermiona zamarła. Odwróciła się, a wszyscy inni również to uczynili. Starsza kobieta, wyglądająca jak różowa ropucha, uśmiechnęła się do nich krzywo. – Dzień dobry, dzieci. – Nikt nie odpowiedział. – Zaliczenie Standardowych Umiejętności Magicznych, SUM, potocznie zwanych jako sumy – mówiła kobieta, przechodząc przez klasę, wypisując przy tym różdżką na tablicy wcześniej wypowiedziane słowa. Odwróciła się w ich stronę i uśmiechnęła. – Pracujcie pilnie, a otrzymacie nagrodę. Lenie i nieroby poniosą tego przykre konsekwencje – zaśmiała się piskliwie.
Hermiona skrzywiła się. Co to miało znaczyć?
Czarownica machnęła różdżką, a książki stojące na stoliku koło niej rozdały się po klasie. Jedna z nich upadła na ławkę Granger. Spojrzała na jej okładkę i skrzywiła się. Plastuś? Przejrzała pośpiesznie książkę. Czemu nigdzie nie znalazła ani jednej wzmianki o użyciu zaklęć obronnych? Podniosła rękę.
- Słucham, panno…? – Nauczycielka spojrzała na nią wyczekująco. Wszyscy w klasie na nią spojrzeli.
- Granger – odparła spokojnie Hermiona. – Czy w tej książce jest coś o użyciu zaklęć obronnych?
- O użyciu zaklęć? – Prychnęła kobieta. – Nie sądzę, aby używanie zaklęć było potrzebne na moich zajęciach.
- A co, jeśli ktoś nas zaatakuję?
Teraz odezwał się Potter siedzący w pierwszej ławce. Dopiero teraz go zauważyła.
- Ktoś was zaatakuje? – Powtórzyła Dolores Umbridge. Hermiona dowiedziała się tego, gdyż na tablicy pojawiło się imię i nazwisko nauczycielki. – A kto chciałby zaatakować takie dzieciaczki jak wy? – Spytała, stając przed Potterem.
- No nie wiem, może Lord Voldemort?
Wszyscy w klasie zamarli. Umbridge również zamarła. Zadrżała i wyszeptała.
- Moi drodzy, ktoś próbuję wam wmówić, że pewien czarnoksiężnik powrócił zza grobu, ale to wcale nie jest prawda!
- Właśnie, że prawda! Widziałem go, walczyłem z nim!
- Szlaban, panie Potter!
I wtedy Hermiona straciła panowanie nad sobą. Jak ona śmie temu zaprzeczać? Wmawiać Potterowi, że to nie prawda?!
- Każe go pani tylko, dlatego, że mówi prawdę, w którą pani nie chce uwierzyć?! – Krzyknęła, podrywając się z krzesła.
W klasie zapadła cisza, a wszyscy wlepili wzrok w nią. Harry zamarł, wpatrując się w nią nieprzytomnie.
- Ty również uważasz, że ten czarnoksiężnik wrócił? – Wyszeptała oniemiała Umbridge.
Jej twarz pobielała, a od Hermiony aż tryskała złość. To, że byli pokłóceni, nie znaczyło, że Harry kłamie. Nigdy nie czuła jeszcze takiej furii.
- Oczywiście, że tak! Myśli pani, że Cedrik Driggory umarł na własne życzenie?!
- Cedrik Driggory umarł w skutek zbiegu okoliczności – wycedziła przez zęby.
- Jak pani śmie?! – Brązowowłosa nie kryła oburzenia.
- Voldemort go zabił! Pani doskonale o tym wie! – Teraz Potter podniósł się z krzesła.
- DOSYĆ! Dosyć! – Wrzasnęła kobieta. – Pan Potter i panna Granger zjawią się u mnie po zajęciach – zaśmiała się piskliwie.
Szlaban z Potterem? Wspaniale…

~*~

To był chyba najgorszy dzień w jej życiu. Ciągłe spojrzenia, tych, z którymi miała Obronę Przed Czarną Magią, były nie do zniesienia.
Weszła do klasy Umbridge wzdychając cicho. Nie zniesie nie wiadomo jak długiego czasu z Potterem w jednym pomieszczeniu. Nie była do tego zdolna…
Weszła po schodkach do gabinetu nauczycielki i zapukała. Usłyszała tylko krótkie: „proszę”.
Po chwili znalazła się w środku i aż ją zemdliło. Wszystkie ściany były pokryte różową farbą, a wszędzie indziej można było dostrzec wiszące talerzyki z postaciami kotów, które bez przerwy miauczały.
Profesorka siedziała za biurkiem. Przy stoliku obok dostrzegła Pottera.
- Panna Granger, świetnie – Umbridge uśmiechnęła się piskliwie. – Niech panna usiądzie obok pana Pottera.
Hermiona niepewnie usiadła koło czarnowłosego chłopca. Była pewna, że na nią spojrzał, ale starała się na niego nie patrzeć. Przed sobą ujrzała kawałek pergaminu i pióro. I to ma być szlaban Dolores Umbridge? Przepisywanie?
Kobieta stanęła naprzeciw nich.
- Trochę sobie dzisiaj popiszemy. Proszę pisać na tym oto pergaminie ''Nie będę opowiadać kłamstw’’. – Ona i Harry równocześnie unieśli głowy.
- Ile razy? – W głosie Pottera wyczuła nutkę bezsilności.
- Tyle, abyśmy mieli pewność, że to przesłanie dobrze wsiąknie – uśmiechnęła się kobieta i odwróciła w stronę okna.
- Nie dostaniemy atramentu? – Spytała brązowowłosa, widząc brak tego przyboru.
- Nie będzie wam potrzebny – odparła profesorka, nie odwracając się.
Dziewczyna spojrzała pytająco na towarzysza. Ten wzruszył ramionami, więc zaczęła skrobać na pergaminie następujące słowa: „Nie będę opowiadać kłamstw”. Nie minął moment, a owe wyrazy boleśnie wydziergały się na jej dłoni. Zasyczała z bólu. Spojrzała na Pottera, z nim było podobnie. Tego była już przesada...





~*~

- Wstrętna, stara, różowa ropucha – wycedziła, gdy szli razem pustym korytarzem wracając do pokoju wspólnego. Jej dłoń krwawiła, Harry’ego też. – Musimy iść do Dumbledore’a – warknęła, zatrzymując się.
- Zwariowałaś? – Potter również zatrzymał się i odwrócił. – To, co tu się dzieje nie jest normalne! Nic nie rozumiesz – wycedził.
- Odbywałam karę z tobą, bo stanęłam w twojej obronie. Rozumiem więcej niż ci się wydaje!
Wpatrywała się w niego zdziwiona. Co miał przez to na myśli? Ich oczy dalej zapatrzone w siebie... Czując jak robi się jej gorąco, odwróciła się zdezorientowana.
Co ona do cholery jasnej wyczyniała?! Rozmawiała ze swoim wrogiem, który był…jej przyjacielem.
- Hermiono, przepraszam. - powiedział po chwili Potter, kozystają z okazji - Naprawdę. Poniosło mnie. Nigdy tak nie uważałem. Wybacz mi.
W jego glosie dawało się wyczuć błagalną nutę. Patrzył na nią wyczekująco. W głowie Granger pojawił się chaos. W końcu odpowiedziała:
- Dobrze, Harry. Przyjmuję przeprosiny, ale pamiętaj, że nic już nie będzie takie samo. Zachowajmy trochę dystansu, może z biegiem lat, wrócimy do naszej przyjaźni. - Uśmiechnęła się niepewnie. Właśnie w tej chwili złamała swoje postanowienie.
Chłopak kiwnął głową.
-Dziękuję, że mogę liczyć, chociaż na to.
- Jest już późno. Powinniśmy zająć się naszymi dłońmi. - zmieniła szybko temat - Znam pewne proste, przydatne zaklęcie.


~*~


Harry Potter nie mógł sobie wybaczyć swoich gorzkich słów sprzed paru miesięcy. Był takim bezmyślnym głupkiem. Dlaczego miał taki niewyparzony język?
Wiedział, że słowa, które wtedy wypowiedział, sprawiły Hermionie ból, większy od tysięcy Cruciatusów. To, że był tak nieporadny i nie udało mu się odgadnąć zagadki ukrytej w jajku, to nie była jej wina. Był rozdrażniony, to fakt, ale to nie usprawiedliwia jego zachowania. Ona starał się tylko pomóc.
W wakacje też nie odpowiadała na jego listy. Wcale się nie zdziwił, a jednak czuł niemałe ukucie w sercu. Nie chciał tego. To była wina jego wybuchowego temperamentu i tej małej cząstki Ślizgońskiej, którą nosił w sobie. Po tym zdarzeniu kolejny raz doszedł do wniosku, że tiara przydziału popełniła ogromny błąd posyłając go do Gryffindoru.
A kiedy zaledwie miesiąc temu stanęła w jego obronie na lekcji Obrony Przed Czarną Magią, zrobiło mu się nieswojo. Najbardziej jednak bał się spotkania z nią po szlabanie. Wtedy to ona niepostrzeżenie zaczęła rozmowę. I spojrzała w jego zielone oczy. Patrzyła w nie tak, jak zawsze. Bez cienia nienawiści. W tym momencie poczuł, że ona mu wybaczy, chodź będzie potrzebować czasu. 



_____________________________________________________________

Witam! 
Och, już wakacje, jak dobrze. Może trochę nadrobię zaległości na tym blogu. :)
To się porobiło, czyż nie?
Stworzyłam zwiastun, do którego obejrzenia zapraszam w zakładce "O opowiadaniu"
Pozdrawiam!
E.J.

3.5.15

Pociąg donikąd

Rozdział 2
Pociąg donikąd

Dobrzy ludzie są mniej dobrzy,
a źli ludzie są mniej źli,
niż to się wydaje

~Samuel Taylor Coleridge


Budzik wyśpiewywał denerwującą melodię. Dochodziła siódma rano. Hermiona przewróciła się na drugi bok i przykryła głowę kołdrą. Jednak ów dźwięk i tak świdrował jej czułe bębenki. Uchyliła powieki i z niechęcią wstała z łóżka. Ziewając zeszła na dół.
- Dzień dobry wszystkim – powiedziała wesoło, nadal nieprzytomnie.
- Cześć - odpowiedział tata znad gazety.
Dziewczyna usiadła przy stole, nalała sobie mleko i nasypała płatków.
- Szybko minęły te wakacje – próbowała zagadać mama.
- Yhy…- wydała mało inteligentną odpowiedź
Te dwa miesiące były dla niej istną katorgą. Nie mogła się skupić na nauce. Przestało to ją już interesować. Kiedyś sprawiało jej to przyjemność, teraz nie miało to już dla niej znaczenia. Dostawała listy od Harry’ego, który próbował ją przeprosić. Nawet ich nie czytała, od razu wyrzucała. Jedyny blask znalazła w listach od Dracona i Ginny Weasley. Chłopak opowiadał jej o swoim mało cukierkowym życiu. Za każdym razem przepraszał ją za swoje wcześniejsze zachowanie, tłumacząc, że tak został nauczony. Prosił ją też o dyskrecję. Nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli o ich przyjaźni. Gdyby jego ojciec się o tym dowiedział, a co gorsza, Voldemort, Ślizgon dostałby najpewniej całą serię Cruciatusów. Nie zabiliby go. Był zbyt cenny.
Ginny natomiast zapewniała ją, że mimo wszystko zawsze zostanie jej przyjaciółką.

~*~

Przez całą drogę na stację King Cross Hermiona rozmawiała wesoło z rodzicami. Na za tłumionym peronie pożegnała się z nimi, najbardziej jednak wtuliła się w matkę. Pachniała tak, jak zawsze, gabinetem dentystycznym oraz pastami do zębów. Granger. wzięła kufer, powstrzymując łzy. Nienawidziła pożegnań. Pomachała im ostatni raz i przeszła przez barierkę.
I właśnie wtedy wszystko, co trzymała głęboko w sobie, czego się bała, uderzyło ją z wielką siłą. Nie wiedziała do którego przedziału ma się udać, choć był to tylko wieszchołek góry lodowej. Przecież nie pójdzie do Harry’ego i Rona. Natomiast, jeżeli wejdzie do przedziału Slytherinu, to zapewne ją wyrzucą. Najlepszym sposobem było znalezienie Malfoya albo pustego przedziału.
Spojrzała na zegarek. Odjazd za pięć minut. Peron powoli pustoszał. Zostali tylko rodzice, machający do swoich pociech. Musiała coś wymyślić i to szybko. Weszła do pociągu.
Nagle jej żołądek skurczył się i rozkurczył. Przełknęła głośno ślinę, gdy na końcu korytarza dostrzegła czarną czuprynę. Na jego szczupłej twarzy odznaczały się okrągłe okulary. Przez wakacje wyrósł, ściął włosy i… wyprzystojniał. Pokręciła głową i szybko wyrzuciła z głowy tę myśl. To było niedorzeczne.
Spojrzała na niego niepewne. Z każdym krokiem był coraz bliżej. Zerknęła za siebie zdesperowana. Drzwi do pociągu zamknęły się na amen. Zero ucieczki. Harry Potter, we własnej osobie stanął przed nią. Atmosfera między nimi była napięta. Okularnik mierzył ją wzrokiem. Wreszcie przerwał ciszę.
- Hermiono, nie gniewaj się już. Poniosło mnie. Wszyscy byliśmy zmęczeni i rozdrażnieni. I jeszcze ta śmierć Cedrika….To nie jest tak…
- A jak?- Przerwała mu.- Potter, nie zaczynaj. Wiesz, że to był cios poniżej pasa. Właśnie wtedy dowiedziałam się, co tak naprawdę przez te wszystkie lata o mnie myślałeś. A teraz muszę cię przeprosić - wyminęła go, a kołkami od kufra przejechała mu po stopach.
Usłyszała głośne syknięcie. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
Najchętniej przyjęłaby przeprosiny i rzuciła mu się w ramiona, ale jakaś jej cząstka nie mogła na to pozwolić.
Chłopiec, który przeżył był jej wyśnionym chłopcem. Pięć lat temu idąc do Hogwartu myślą, że spotka tego sławnego czarodzieja. Tak, kochała go, troszczyła się, a on jej teraz za to odpłacił.

Mieliśmy Cię serdecznie dosyć. Ale z drugiej strony to dobrze, że się nas uczepiłaś. Przynajmniej miał nam, kto pisać eseje.

Słowa bólu rozbrzmiewały echem w jej głowie. Ufała mu bezgranicznie, a on to wykorzystywał. Był niewiele wart. Severus Snape, co do jednego miał rację. Zawsze uważał, że jest nadętym półgłówkiem. Przekonała się, że miał co do tego rację.
- Hermiona? – Znajomy głos wyrwał ją z zamyśleń. Pospiesznie odwróciła się i spostrzegła blond czuprynę.
- Draco! Tak tęskniłam! - Podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję.
Jej uczucie do tego chłopaka było czystą iluzją. Nie kochała go tak, jak on ją. Była mu wdzięczna za dobre słowa i myśli, ale był tylko przyjacielem. W pewnym sensie to jedynie on okazał jej serce, którego zdawał się nie mieć.
- Trzeba było mówić, że nie będziesz miała gdzie się podziać podczas podróży.- powiedział cicho, przytulając ją jeszcze mocniej do siebie.
- Nie chciałam robić problemu. - mruknęła.
- To żaden problem. Chodź.
Prawą ręką chwycił jej kufer, a lewą złapał ją za dłoń. Przeszli przez kilka przedziałów, aż znaleźli odpowiednie miejsce. W środku siedział Blaise Zabini grający w Magiczne Karty Czarodziejów z Pansy Parkinson oraz Crabb i Goyl, jak zawsze coś zajadający.
- Chyba żartujesz – powiedziała szybko Hermiona i spojrzała na Malfoya – nie wejdę tam. Oni mnie zabiją.
- Nie zabiją - zapewnił ją blondyn z lekkim uśmiechem - wiedzą o wszystkim.
- Ale masz do nich zaufanie.
- Tak, mam do nich zaufanie.
- Chyba nie byli zadowoleni.
- To już ich problem.
Weszła do środka. Cała trójka popatrzyła na nią z obrzydzeniem, a Pansy ze nieskrywaną nienawiścią.
Usiadła na wolnym miejscu obok Dracona. Do czego to doszło żeby Gryfonka przebywała w jednym miejscu z bandą Ślizgonów?
Powoli zaczęli rozmawiać. Dziewczyna całą drogę milczała. Wpatrywała się w zmieniające za oknem krajobrazy. Od gór, poprzez morze, łąki, pastwiska skończywszy na jeziorach. Zebrało się jej na płacz. Zawsze podróż do Hogwartu była ekscytującym i pełnym dobrych wspomnień przeżyciem. Tutaj czuła się obca, między ludźmi, których teoretycznie powinna nienawidzić.
Kiedy pociąg zahamował, uczniowie przepychali się do wyjścia. W dziewczynie nagle zebrał się strach. Nic już nie było takie samo.
- Draco - szepnęła. Chłopak odwrócił się i spojrzał w jej bursztynowe oczy, które wyrażały prośbę o pomoc - nie zostawiaj mnie samej. Proszę.
Chłopak podszedł do niej i przytulił. Przycisnęła policzek do jego ciepłej, szerokiej piersi.
- Musimy sprawiać pozory, że się nienawidzimy. Dla dobra nas wszystkich- szepnął głaszcząc ją po włosach.
Tutaj była bezpieczna. Bała się tego okropnego świata, które na nią czyhało. Nieskończone ilości nienawiści. Dziewczyny z jej roku odwróciły się od niej. Nie ważne, o co poszło, one i tak były pewne, że wybraniec miał rację. Na każdym kroku dogryzały jej. Jedynie Ginny i Luna pomagały, przetrwać jej tą burzę. Ale mimo wszystko bała się. Nigdy powrót do Hogwartu nie wiązał się z tak okropnymi przeżyciami.
Nagle usłyszeli kroki. Szybko odskoczyli od siebie.
- Malfoy, jesteś za głupi….- Zaczęła coś mówić bez ładu i składu. Przytomność umysłu nawet w sytuacjach kryzysowych była jej najlepszą cechą.
- Co was tutaj zatrzymało? - Zapytała zdenerwowana McGonagall, wychowawczyni Gryffindoru - Brakuje tylko was!
- Nic się nie stało, pani profesor - powiedział pospiesznie chłopak - Chciałem tylko pomóc Hermionie z bagażem
- Sama dałabym sobie radę - syknęła, jednak, kiedy kobieta nie widziała, uśmiechnęła się do niego. Cała ta sytuacja ich bawiła.
Rozeszli się. Dziewczyna znowu poczuła się zagubiona. Pospiesznie weszła do pierwszego lepszego powozu. Znalazła się w towarzystwie drugorocznych dziewczynek. Lepsze to niż nic…
Wchodziła powoli po schodach wiodących ją do ogromnych drzwi Hogwartu. Nie miała ochoty na jedzenie, więc powędrowała na siódme piętro.
- Druzgotka - wypowiedziała hasło i w weszła przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Jutrzejszy dzień będzie ciężki….

~*~

Draco nie mógł skupić się na ceremonii. Szczerze, mało go obchodziło, gdzie zostaną przydzieleni nowi uczniowie. Wszystko przysłaniało mu obraz strapionej twarzy najpiękniejszej dziewczyny na świecie. Kolejny raz w myślach zatapiał palce w burzy brązowych loków, patrzył w nieprzeniknione oczy. Nikt nie mógł mu tego odebrać.
Poprzez to wszystko czuł wściekłość do samego siebie. Jak mógł być tak głupi i nie przewiedzieć, że dziewczyna nie będzie miał gdzie iść? Powinien się nią zaopiekować w inny sposób. Widział też, że nie najlepiej czuła się w towarzystwie jego przyjaciół.
Właśnie wtedy pojął, jaka jest między nimi przepaść. Bagatelizował ją, ale fakty mówiły same za siebie: ciągle musieli udawać, że są wrogami, bo tak wypada.
Od zawsze Hermiona miała szczególne miejsce w jego sercu. Kochał ją, kochał ją nawet wtedy, gdy był zmuszony nazywać ją szlamą. Nic nie mógł poradzić na swoje korzenie i wychowanie. Każda obelga w jej stronę sprawiała mu ból. Tylko udawał, że ją nienawidzi, aby zabić w sobie to uczucie, ale to było silniejsze od niego. Po powrocie Voldemorta, jego ojciec stawał się nerwowy i karał go za nawet najdrobniejsze przewinienia, ale on zawsze starał sobie przypomnieć najszczęśliwsze momenty w życiu. Miał ich niewiele, a jednym z nich był obraz uśmiechniętej Gryfonki.
Tego pamiętnego dnia, kiedy znalazł ją całą zalaną łzami, pochyloną nad książką, poczuł, że już więcej nie wytrzyma. Rzucił w jej stronę kilka obelg i zobaczył, że nie reaguje. Nienawidził się za to, ale musiał to zrobić, bo obok przechodziła grupka Ślizgonów. Usiadł obok niej i objął ramieniem. Nawet nie zareagowała. Przytuliła się do niego mocniej i zaszlochała. W końcu wyżaliła mu się, że to wszystko wina tego przeklętego Pottera.
Od tamtej pory spotykali się po kryjomu. To były najbardziej ekscytujące chwile w jego życiu. Rozmawiali ze sobą tak, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi od niepamiętnych czasów. Do końca życia zapamięta dźwięk jej głosu, zapach włosów, smak ust.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że żyje.






___________________________________________________________________

Dobry wieczór!
Dostałam dzisiaj chęci na poprawienie tego tworu, dlatego przybywam z drugim rozdziałem.
Nie pytajcie, co u się dzieje. To nie jest normalnie. I takie będzie do samego końca.
Pozdrawiam, EJ